Jako środowisko patomorfologów już od dłuższego czasu nie zgadzaliśmy się na pewne rozwiązania systemowe, które prowadziły do „patologii w patologii”. Część szpitali polikwidowała swoje zakłady i próbowała „wypychać” badania patomorfologiczne na zewnątrz, nie dochowując przy tym należytej staranności w zabezpieczeniu ich właściwej jakości. Podczas prac Rady do Spraw Onkologii przy Ministrze Zdrowia oraz konferencji w Najwyższej Izbie Kontroli przedstawiałem dane, które okazały się na tyle interesujące, a może raczej należałoby powiedzieć zastanawiające, że Izba postanowiła sprawdzić, czy są prawdziwe. Bo jak środowisko coś komunikuje, to komuś może się to wydać lekko subiektywne, natomiast NIK ma takie możliwości analityczne i taki dostęp do materiałów, żeby szybko to obiektywnie zweryfikować. W 2019 roku Izba podjęła decyzję o przeprowadzeniu kontroli dostępności i organizacji świadczeń z zakresu patomorfologii. Jej wyniki potwierdziły to, co środowisko wiedziało już od dawna. Po pierwsze – że część jednostek próbując oszczędzać, wrzucała badania patomorfologiczne w koszty ogólne, outsourcingując,
a często zmniejszając ich jakość. I nie było nad tym kontroli. Po drugie – że czasami jedno badanie opracowywane było w kilku jednostkach, co nie tylko rozciągało je w czasie, ale wymagało też zaangażowania kilku specjalistów. Po trzecie – że sposoby rozliczania badań patomorfologicznych nie są jednorodne. Jedni rozliczają się po skierowaniu, inni po liczbie preparatów, czyli jak ja to mówię „po guzikach”. Tymczasem chodzi o to, żeby przyjąć warunki brzegowe, zdefiniować wszystkie elementy składowe, wycenić je i wdrożyć. Raport NIK pozwolił także na zdefiniowanie, czym tak naprawdę są badania patomorfologiczne i ta definicja okazała się na tyle kluczowa, że nawet gdyby był to jedyny sukces raportu, to już warto go było zrobić.
Niektóre wnioski płynące z raportu NIK zostały wdrożone w życie zanim jeszcze sam raport się ukazał. Ministerstwo Zdrowia uruchomiło bowiem projekt Funduszy Europejskich „Wsparcie procesu poprawy jakości patomorfologii poprzez wdrożenie standardów akredytacyjnych oraz wzmocnienie kompetencji kadry zarządzającej podmiotami leczniczymi”. Już samo napisanie tych standardów i zaangażowanie do tego ponad stu autorów, czyli ¼ środowiska spowodowało, że skoordynowana wymiana doświadczeń i opinii doprowadziła do przygotowania dokumentu możliwego do wdrożenia w różnych jednostkach patomorfologicznych. W końcu ubiegłego roku resort rozesłał do zakładów w całej Polsce dokument końcowy zawierający standardy organizacyjne i standardy postępowania w patomorfologii, wytyczne dla zakładów i pracowni oraz przykłady dobrej praktyki. Oczywiście pozostawał problem pieniędzy. I do tego potrzebny jest kolejny krok - wprowadzenie odrębnego finansowania badań patomorfologicznych.
Jak już wcześniej wspomniałem, nie ma możliwości finansowania badań patomorfologicznych, jak ja to nazywam „po guzikach”. Narodowy Fundusz Zdrowia zaproponował 9 grup rozliczeniowych, opisanych w rozporządzeniu dotyczącym programu pilotażowego dla jednorodnych grup patomorfologicznych, przeznaczając na ten cel 9 milionów złotych. Pilotaż ma odpowiedzieć na pytania: po pierwsze – jakiego algorytmu trzeba użyć, żeby dane badanie, w danym rozpoznaniu, w ramach danego koszyka rozliczyć, a po drugie – jaka powinna być rzeczywista wartość tego badania w tym koszyku. Podsumowując – celem pilotażu jest odpowiedź na pytanie, czy system przydziału do poszczególnych grup jest właściwy, czy też należy zrobić jakieś małe korekty. Program pilotażowy zaplanowano w około 40 wskazanych przez resort jednostkach, które spełniły kryteria i teraz czekają na umowy z NFZ. Wg planów Ministerstwa Zdrowia wprowadzenie bezpośredniego kontraktowania badań patomorfologicznych powinno ruszyć od stycznia 2022.
Choć raport NIK zwracał na to uwagę, trzeba się zastanowić, co uznajemy za braki kadrowe? Czy definiujemy je w oparciu o dane z Izby Lekarskiej, czy z ministerstwa czy z wykonanego kiedyś przeze mnie „spisu z natury”. Tu kłania się przykład wspomnianych wcześniej nieuporządkowanych badań wykonywanych w kilku miejscach przez kilku lekarzy, czyli kilkukrotnie zwiększonego nakładu pracy. Gdyby to badanie było wykonywane kompleksowo, to może i zajęłoby ono jednemu patologowi trochę więcej czasu, ale za to nie wymagałoby angażowania kolejnych trzech. Ja bym nie dramatyzował, że jest nas za mało, natomiast obecne kadry są mocno przeciążone, choć nadal wykonują rzetelnie swoją pracę, nieadekwatnie słabo wycenioną. Oczywiście każde ręce do pracy się przydadzą, tylko mówmy o tym, że chcemy dać pracę, która jest dobrze zdefiniowana i dobrze płatna. Patologów będzie potrzeba coraz więcej, bo wymagania związane z inkorporowaniem do rozpoznania patomorfologicznego wyników nowoczesnych technik badawczych i diagnostycznych oraz wymagania kwalifikacji do medycyny personalizowanej, głównie w onkologii, się rozszerzają. A jak wiadomo dobre rozpoznanie i jak najbardziej szczegółowy opis są podstawą dalszego postępowania z pacjentem i jego leczenia.